Inne

Bezdomni, którzy pod okiem ojca Bogusława Palecznego, budowali szkuner, którym zamierzali opłynąć świat, nie załamali się po niespodziewanej śmierci kapłana. Budowa żaglowca idzie do przodu dzięki determinacji jego następczyni.

Ojciec Bogusław Paleczny był nietuzinkowym człowiekiem, kapłanem i zakonnikiem. Przez wiele lat służył bezdomnym, bezkompromisowo walcząc o ich prawa. Tak jak wtedy, kiedy chciano ich usunąć z warszawskiego Dworca Centralnego, a on stanął w ich obronie.

Nie był człowiekiem tylko jednej akcji. Ten niezwykły kamilianin (tak nazwa się zakon, do którego należał) był też pomysłodawcą i szefem Kamiliańskiej Misji Społecznej, której celem jest niesienie pomocy potrzebującym, szczególnie bezdomnym. Przy ul. Traktorzystów na warszawskim Ursusie założył pensjonat socjalny dla bezdomnych mężczyzn o nazwie „Św. Łazarz”. Szybko stał się on jednym z najlepszych tego rodzaju ośrodków w kraju.

Ale ojciec Paleczny miał jeszcze jedną pasję. Uwielbiał morze i żeglarstwo. Postanowił więc, z myślą o swoich podopiecznych, zbudować dla nich... jacht. Nie taką jednak zwykłą, kilkumetrowej wielkości łódkę z laminatu, ale prawdziwy żaglowiec – stalowy szkuner gaflowy długi na 17,1 m, szeroki na 5,25 m i z zanurzeniem 1,6 m. Jednostka ta, na dwóch masztach, nieść ma 153 metry kwadratowe żagli. Załogę stanowić ma 15 osób. Projekt opracował i podarował bezdomnym, zachwycony ich pomysłem, znany konstruktor jachtów inż. Bogdan Małolepszy.

Budowa postępuje

Budowa jednostki wystartowała cztery lata temu. „Nasze MORZE” towarzyszy realizacji tego niezwykłego projektu niemal od samego początku. Ostatni raz odwiedziliśmy ojca Palecznego wiosną ubiegłego roku. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie za kilka miesięcy. Niestety, kamilianin zmarł nagle 2 czerwca ubiegłego roku na zawał serca, przygotowując materiał na swoją kolejną płytę (duchowny był uzdolniony muzycznie i literacko), z której dochód miał być, a jakże, przeznaczony na budowę jego ukochanego jachtu. Miał 50 lat.

- To był dla nas szok. Ale ani na chwilę nie pomyśleliśmy, aby zarzucić budowę jachtu - mówi 32-letnia Adriana Porowska, za życia ojca Palecznego jego najbliższa współpracowniczka, a obecnie kontynuatorka jego dzieła. – Przeciwnie, uznaliśmy, że budowę trzeba dokończyć. Właśnie dlatego, że było to marzenie ojca Bogusława. Uznałam, że moim zadaniem jest pilnować, aby zostało zrealizowane.

Jak pomyśleli, tak robią. Dzięki determinacji Adriany Porowskiej, jak mogliśmy się przekonać na miejscu, budowa jachtu postępuje powoli, ale konsekwentnie naprzód. Jednostka nabiera kształtów. Jak oceniają jej budowniczowie, gotowa jest już w około pięćdziesięciu procentach. Wewnątrz zainstalowane zostały zbiorniki na paliwo, wodę i ścieki. Kadłub przygotowywany jest teraz do piaskowania i instalacji silnika.

Kiedy spaceruje się po szkunerze, łatwo już sobie wyobrazić jak będzie wyglądał w przyszłości. Na rufie będzie się znajdowała kajuta kapitana, którym ojciec Paleczny mianował Waldemara Rzeźnickiego. Bliżej środka będzie maszynownia i mesa, a w kierunku dziobu biec ma korytarz, po którego obu stronach znajdować się będą kabiny załogi.

Terapia pracą

Dla bezdomnych, których przy jachcie pracowało jak dotychczas kilkudziesięciu, praca przy jachcie jest swoistą terapią. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce budowy, przy jednostce „dłubało” dwóch ludzi: 53-letni Sławomir Michalski i, starszy od niego o dwa lata, Kazimierz Sokołowski. Panowie znają się na robocie. W przeszłości obaj pracowali w stoczniach w Gdańsku i Gdyni. Kiedy rozmawiamy o jachcie oczy im błyszczą. Widać, że podobnie jak Porowska, są całkowicie zaangażowani w realizację tego projektu.

- Nawet nie umiem dokładnie powiedzieć, czym dla mnie jest praca przy szkunerze - mówi Michalski. - Ja tego po prostu potrzebuję. Dzień bez przyjścia na pokład jachtu byłby jakiś niepełny.

Adriana Porowska oblicza, że dokończenie budowy żaglowca potrwa około półtora roku, maksymalnie dwa lata. Po zakończeniu prac zostanie on Wisłą przetransportowany na Wybrzeże, skąd powinien wypłynąć w swój pierwszy rejs z bezdomnymi – dookoła świata. Na cześć ojca Palecznego nosić ma imię Ojciec Bogusław. Jeśli wszystko się uda, Polska stanie się jedynym krajem na świecie, w którym bezdomni będą mieć swój własny jacht.

Największym zmartwieniem budowniczych szkunera są oczywiście pieniądze. Ale nie próbują nawet liczyć, ile ich jeszcze potrzeba na dokończenie budowy jednostki.

- Gdybyśmy to robili, pewnie ze strachu nigdy byśmy tego nie doczekali - mówi Porowska, pieszczotliwie nazywana przez swoich podopiecznych „Mamą”.

Następczyni charyzmatycznego duchownego, wierzy, że także dzięki jego duchowej opiece, jakoś na wszystko wystarczy. Zresztą każdy sam może się przekonać jak postępuje budowa jachtu, a także ją wesprzeć. Śledzić ją bowiem można na stronie internetowej www.ojciecboguslaw.pl.

- Wolę nie myśleć co będzie, kiedy w końcu wypłyniemy w morze. Liczę na to, że gdziekolwiek zawitamy, budzić będziemy sensację. Może to choć trochę zmieni wyobrażenie o ludziach, którzy stracili dach nad głową? - powiedział nam ojciec Bogusław Paleczny kiedy pierwszy raz się z nim spotkaliśmy.

Tomasz Falba

Zdjęcia: Łukasz Głowala

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0048 4.0858
EUR 4.2823 4.3689
CHF 4.3852 4.4738
GBP 4.9827 5.0833

Newsletter