Inne

- Polskie kino w swoich relacjach do morza, podzielić można na dwie grupy: kino morskie i kino pomorskie. Morskich filmów nie ma aż tak wiele. Zdecydowanie większą uwagę twórcy przywiązywali do pasa łączącego wodę z lądem: plaży, stoczni, portów - w różnych aspektach - wyjaśnia dr Krzysztof Kornacki.

- Przejrzałem tytuły filmów związanych z morzem. Jest ich całkiem sporo. Ale jednocześnie odnoszę wrażenie, że morze w polskim kinie nie zaistniało. I nie ma obrazu, o którym moglibyśmy mówić - arcydzieło filmowe. No, może poza „Orłem” Leonarda Buczkowskiego.

- Zgadzam się z pańskim spostrzeżeniem. Rzeczywiście, choć po tematykę morską sięgano dość często – ale czy mimo wszystko nie za rzadko, jak na rangę tematu i obecność morza w polskiej kulturze, a choćby i długość naszego wybrzeża – nie wydaje mi się, by powstało jakiekolwiek arcydzieło rodzimego kina marynistycznego. Poza może właśnie wspomnianym przez pana „Orłem”. Ale w filmie tym tematyka wojenna, faktografia bierze górę nad obrazem morza, jaki chcielibyśmy zobaczyć w całej jego złożoności. Tak więc: zgoda – kino polskie nie odrobiło lekcji kina marynistycznego.

- No właśnie – dlaczego? Przecież tematem zajmowali się znani reżyserzy, Jerzy Kawalerowicz wyreżyserował „Spotkanie na Atlantyku”...

- Słaby film...

-  …a np. w filmie „Wraki wystąpili Zbyszek Cybulski i Roman Polański. Czyli dobry reżyser, dobrzy aktorzy, a filmy – nijakie.

- Może dlatego, że morze było tam tylko tłem dla zupełnie innej akcji, innych gatunkowych rozwiązań. „Wraki” to film trochę rewizjonistyczny, odnoszący się do Polski stalinowskiej: główny bohater jest źle widziany przez współpracowników, marynarzy, dlatego że siedział w więzieniu, pracą z nimi musi odkupić swoje winy. Z kolei np. w „Ostatnim promie” Waldemara Krzystka morze jest tylko scenerią, ważniejsza jest intryga sensacyjna na styku esbecy – główny bohater i polityczna – film pokazuje, że Polacy w desperacji gotowi byli skoczyć z promu do morza, byle nie wracać do Polski, w której właśnie wprowadzono stan wojenny. Mam więc wrażenie, że mało który twórca, zwłaszcza spośród tych liczących się, znał się na tematyce morskiej. Dla nich woda była tylko tłem. A z kolei ci, którzy podejmowali temat marynistyczny sensu stricto, na przykład Zbigniew Kuźmiński, reżyser m.in. filmów „Krab i Joanna”, „Okolice spokojnego morza”, choć może zabrzmi to okrutnie, nie byli wielkimi twórcami. I zwykle filmy, które dla tematyki marynistycznej są ważne, pokazujące różne aspekty pracy marynarza, różnorakich kosztów tej pracy – były słabymi obrazami.

- Mówi pan o morzu jako tle wydarzeń. Świetnym przykładem jest znakomity „Ostatni dzień lata Tadeusza Konwickiego, który dzieje się na plaży, nad brzegiem morza. Morze jest tam tłem, metaforą, ale nie jest bohaterem.

- Tak w ogóle, kino polskie w jego relacjach do morza, podzielić można na dwie grupy: kino morskie i kino pomorskie. Morskich filmów nie ma aż tak wiele. Zdecydowanie większą uwagę twórcy przywiązywali do pasa łączącego wodę z lądem: plaży, stoczni, portów - w różnych aspektach. Na przykład metaforycznym, jak u Konwickiego - plaża jest tu ewidentnie sceną dla egzystencjalnych rozważań bohaterów. Czy warto żyć, czy nie, czy warto kochać czy nie, zwłaszcza wobec pamięci wojny, bo reżyser rozliczał się tym filmie z własną przeszłością. Na plażę można też spojrzeć jako po prostu na miejsce wypoczynku, czyli z punktu widzenia socjologicznego. W tym aspekcie plaża pokazana jest chociażby w „Kobieli na plaży”, czy w „Zakochani są między nami”. Autorzy bardziej koncentrowali się tam na tym, jak ludzie spędzają wolny czas na tym szczególnym skrawku ziemi. Była też plaża pokazywana w ujęciu historycznym, jako obszar, o który należało walczyć i go wyzwolić, ponieważ symbolizował Polskę, był ostatnim jej fragmentem: „Czterej pancerni i pies” - odcinek „Brzeg morza”, „Jarzębina czerwona”, „Miasto z morza”, „Kaszebe”. Takich wątków w polskim kinie było sporo. Mieliśmy więc różne ujęcia plaży, ale nie morza.

- No właśnie: dlaczego morze sprawia twórcom taki kłopot? Nie czuli tej tematyki, nie zagnieździła się w naszej świadomości na tyle, że można coś było z niej wycisnąć sensownego?

- W dużym stopniu działo się tak dlatego, że większość z reżyserów nie pochodziła znad morza, nie mieli morskich korzeni. To w ogóle problem nie tylko kina, ale całej polskiej kultury – traktowanie lokalnych ojczyzn powierzchownie. Wyjątkiem jest tu Śląsk, który znalazł swojego Kutza. I który stworzył ewidentny i atrakcyjny mit Śląska.

- No właśnie – dlaczego Pomorze nie „dorobiło się” kogoś takiego?

- Trochę to kwestia przypadku – nie mamy po prostu twórcy takiego formatu, kogoś, kto urodziłby się nad morzem, który by czuł, że morska tradycja i dziedzictwo morskie jest dla niego niezwykle ważne. Część „tutejszych” reżyserów, wyjechała stosunkowo szybko do Warszawy. Jedynym twórcą, który robił dobre, ważne filmy z interesującego nas kręgu, był Stanisław Różewicz, twórca „Wolnego miasta” i „Westerplatte”. Ale tu też, jak w wypadku „Orła”, chodziło o historię, o Polskę z września ‘39, o dramatyczne zdarzenia z naszej przeszłości, a mniej o specyfikę czy egzotykę morza. Nie wydaje mi się, by powodem tej nieobecności wśród ważnych polskich filmów, była polityka, zwłaszcza w okresie PRL. Paradoksalnie, właśnie trochę dzięki polityce Kutz odniósł swój sukces, ponieważ świetnie trafił z tematem w gierkowską koniunkturę. Co ciekawe, gdy czytam artykuły o morzu w polskim kinie, gdy docieram do archiwaliów, gdzie się o tych sprawach pisało, zwykle natrafiam na narzekanie - dlaczego wciąż nie mamy dobrego, morskiego reżysera!?

0 okolice spokojnego morza
dla mnie film spoko tylko nigdzie nie mogę się dowiedzieć jak nazywa się statek na którym pan wilchelmi obiął dowodzenie
28 październik 2012 : 08:23 Guest | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0609 4.1429
EUR 4.3167 4.4039
CHF 4.4468 4.5366
GBP 5.0564 5.1586

Newsletter