Trudno jest mówić o Gdyni, a kiedyś było jeszcze trudniej, nie wspominając o stoczni.

Towarzystwo z Ograniczoną Poręką, funkcjonujące pod nazwą Stocznia w Gdyni, powstało wcześniej niż miasto. Rozpoczęło działalność już w listopadzie 1922 roku. Zajmowało się głównie remontami kutrów, a czasem i statków handlowych. Początek Stoczni Gdyńskiej da-tuje się natomiast na ostatni dzień 1927 roku. Od tego czasu zakład był w stanie prowadzić już poważniejsze remonty. Naprawiane były tu statki floty handlowej, także z zagranicy, oraz okręty wojenne.

Pierwsza wykonana całkowicie i zaprojektowana w Stoczni Gdynia jednostka została zwodowana 17 września 1931 roku. Samarytanka rozmiarami nie imponowała - była to stalowa motorówka mierząca 15 m długości, jednak do dziś jest dumą i chlubą gdyńskich stoczniowców. Kto chce, może zobaczyć ją przed biurowcem stoczni.

Tuż przed wojną stocznia zatrudniała prawie 200 robotników. I właśnie po okresie stagnacji spowodowanej polityką Gdańska, któremu nie po drodze było z rosnącą pod bokiem nowoczesną stocznią, jej działalność zaczynała kwitnąć -dzierżawiono nowe tereny, budowano hale, pochylnie, a nawet położono stępkę pod pierwszy statek pełnomorski, jaki miał zostać wybudowany w Polsce. Parowy drobnicowiec o nośności 1250 ton miał się nazywać Olza. Nigdy jednak nie został zwodowany. Budowę przerwała wojna. Stocznię przejęli Niemcy, którzy remontowali tu swoje okręty wojenne i budowali U-Booty. Lata świetności dla gdyńskiej stoczni przyszły wraz z socjalizmem i przyjaźnią polsko- radziecką. Dziesiątkami budowano tu statki dla Kraju Rad. Powstawały suche doki, a drobnicowce i masowce były coraz większe i nowocześniejsze.

Dziś o takiej stoczniowej prosperity możemy już tylko pomarzyć. Ale suwnica bramowa wciąż jest jednym z symboli miasta.


Agata Grzegorczyk